Męski wypad na... zakupy!

 

Przejechać 300km na zakupy! Czy to aby nie próżność i przesada? A jednak się opłaca i to wcale nie z próżności. Policzyliśmy z żoną, że produkty dla dziecka strasznie dużo kosztują w Budapeszcie i taniej będzie zakupić je w Polsce. Jak do tego dołożymy troszkę zakupów spożywczych, to już naprawdę się opłaca... A jak jeszcze zbierze się pełen samochód i paliwo rozłoży... to można całkiem nieźle weekend spędzić za małe pieniądze. Tak pojechaliśmy na męski wypad do Zakopanego.

 

 

Razem z Szymonem i moimi 3 kolegami zabraliśmy się na zakupy do najbliższej Biedronki za granicą... do Zakopanego. Był to męski wyjazd i planowaliśmy jeden nocleg na miejscu. Poza sezonem ceny apartamentu były bardzo małe. Po przyjeździe wybraliśmy się na spacer po Krupówkach i zjedliśmy góralskie żarcie w góralskiej chacie. Wszystko pyszne i takie tradycyjnie polskie. Wieczorem po załatwieniu wszystkich spraw koniecznych na sobotę (poczta i apteka), wybraliśmy się na Gubałówkę kolejką linową. 

 

 

Kupiliśmy bilet wjazdowy, gdyż jak wiadomo zejdziemy już sami. No być w Tatach i nawet z tej małej górki nie zejść to już skandal! Na szczycie bardzo się pozmieniało... Wybudowano tam prawie, że całą wioskę turystyczną. Sklepików z wszystkim to było tam mnóstwo... Nawet z jednego się nabijaliśmy, bo sprzedawali tam „kutoszkołacze” czyli po naszemu „Kürtőskalács” :), oryginalne węgierskie słodycze. Żartowaliśmy, że może zjemy to nam się Węgry przypomną. Po dłuższym spacerze zrobiło się już ciemno i zaczęliśmy wracać. 

 

W omówionej już budce z kurtoszami, ktoś chciał o cenę zapytać, żeby porównać, ile to może w Polsce kosztować. Podchodzimy i pytamy, atmosfera bardzo wesoła, a w środku zmarznięta pani odpowiada, że może nam 4 ostatnie sprzedać razem za 10 zł, choć normalnie są jeden za 8 zł, ale jak nie sprzeda to nie pójdzie do domu. My popatrzyliśmy po sobie... W okolicy już nawet wiatru nie było... i zakupiliśmy pyszne kurtosze... Wszystkie!!! Tak jakby nam ich codziennie brakowało. Zjedliśmy ze smakiem i zaczęliśmy schodzić w dół z Gubałówki. 

 

 

Ciemno jak w... strasznie ciemno! Ślisko, wszędzie błoto i już zimno. No to 3 minuty na decyzję i myk do stacji kolejki linowej. Co z tego, że bilet powrotny kupiony od razu był 50% tańszy. Co tam, że nasze góralskie dusze zostały skalane, nawet nie zejściem z Gubałówki - decyzja była natychmiastowa! I tak oto nasze góralskie i węgierskie przygody spotkały się na Gubałówce.

 

 

Następnego dnia z rana do Biedry na zakupy. Wywieźliśmy z tego małego sklepu dwa pełne wózki zakupów na kwotę dobrze ponad 1e ZŁ (1000zł:). Samochód zapakowany po dach jak rum... całkiem zapakowany! Jedziemy... ale nie, nie do domciu. Po drodze jeszcze przystanek Park Wodny Tatralandia na Słowacji! Tam to była super zabawa, a szczególnie, że Szymon z osobą dorosłą mógł wchodzić prawie na wszystkie zjeżdżalnie. No tego to jeszcze nie spotkaliśmy w żadnym parku wodnym! Po 4 godzinach moczenia, zjeżdżania i szaleństw, wróciliśmy do Budapesztu z weekendowych zakupów w Biedronce. 

Czytaj dalej

 

 

poprzednia  następna

 

 

Write a comment

Comments: 0