Gruzja: Dzień VII - Wardzia:

Plan to plan i nie ma zmiłuj się. Mimo małej wieczornej imprezy, kolejny dzień powitaliśmy razem ze słońcem. Był to czas na skały Wardzi. Ostatnie już skalne miasto w Gruzji. Tym razem to wielka pionowa ściana z ogromnymi grotami. Ilość jaskiń wydrążonych w skale jest bardzo duża i zawiera ponad 300 komnat. Wardzia służyła za twierdzę i swoisty bunkier w czasach średniowiecznych. W mieście mogło się schronić kilkadziesiąt tysięcy osób. Do samych grot można wjechać lokalnym busem, co jest dużym ułatwieniem w zwiedzaniu z dziećmi.

 

 

Skały, komnaty, małe ukryte przejścia, to wszystko to raj dla aktywnych dzieciaków. Eksploracja miejsca zdaje się nie mieć końca, zawsze gdy już myślisz, że to koniec, znajduje się przejście do innych komnat. Gdyby miejsce to miało większy rozgłos, mogłoby zostać uznane spokojnie za jeden z cudów świata. Wspaniałe miasto ukryte w skale, wydłubane siłą rąk ludzkich. Na obiad w skałach wybraliśmy kolejne specyficzne dla Gruzji potrawy. Tym razem była to zupa charczo, która jest dość dobrze doprawiona i faktycznie ludzie po niej "charczo". 

 

 

W ramach planu następnego dnia mieliśmy zwiedzać Mestię w północnej Gruzji, musieliśmy więc szybko się zbierać, gdyż droga do Mestii jest dość trudna. Po drodze zatrzymaliśmy się w twierdzy Rabati w Achalciche. Jest to odnowiona zabudowa z czasów tureckich. Duża forteca z murami obronnymi i meczetem w środku, stanowi dziś muzeum i miejsce spacerów okolicznych mieszkańców. Ogrody i fontanny w pałacu są bardzo ładne i można spacerować między nimi godzinami. Niestety nie mieliśmy tyle czasu.

 

 

Podróż do Górnej Swanetii jest bardzo trudna z uwagi na stan dróg. Część miast w Swanetii położonej w Kaukazie jest dostępnych tylko z użyciem samochodów terenowych lub koni. Niektóre z nich w okresie zimowym są całkowicie odcięte od reszty kraju. Po dojechaniu na miejsce Przewodnik odetchnął z ulgą i zadzwonił po mały samochód terenowy, który zabrał nasze bagaże, my musieliśmy się do miejsca noclegu dostać na piechotę. Nie było to daleko, ale totalnie nie było drogi dojazdowej. Na miejscu czekała na nas kolacja, zrobiona z miejscowych warzyw i chaczapuri. Rodzina jadła posiłek razem z nami, a senior rodu, który liczył dobre 80 lat, polewał po kieliszku miejscowej czaczy. 

 

Czytaj dalej

 

 

poprzednie     następne

 

Write a comment

Comments: 0