Gruzja: Dzień VI - u Stalina w Gori i skały Uplisciche:

Nie można odpoczywać wiecznie i po naładowaniu akumulatorów zaczeliśmy wcześnie rano ostatnim zabytkiem Tbilisi - sobórem Trójcy Świętej. Jest to obecnie siedziba najważniejszego patriarchy kościoła prawosławnego w Gruzji. Sobór otaczają duże mury i ogrody. Sama budowla została wybudowana stosunkowo niedawno i jest jedną z największych prawosławnych budowli na świecie. Rozmiar robi wrażenie, natomiast nie odczuwa się historii i minionego czasu. 

 

 

Aktywny poranek zkończyliśmy dość szybko, aby odwiedzić kolejny ważny obiekt związany z historią, nie tyle Gruzji, co całej Europy Środkowo-Wschodniej. Gori to miejsce niezbyt znane w Polsce, podobnie jak towarzysz Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, przynajmniej nie młodszemu pokoleniu w Polsce. Jednak, gdy powiemy Józef Stalin, każdy będzie wiedział o kim mowa. Gori to miejsce narodzin i dzieciństwa Stalina.

 

 

W miesicie odwiedziliśmy muzeum z pamiątkami i obrazami z jego życia, wagon kolejowy, którym podróżował i jego dom rodzinny. Dom to dużo powiedziane, to raczej mała drewaniana chata. Nie widać tam przepychu, a raczej biedę. Za to otoczenie to już inna sprawa. Muzeum jest bardzo duże oraz struktura zabezpieczająca dom z dachem i metalowymi kolumnami ogromna. Bardzo zadbano, aby dom Dżugaszwiliego przetrwał na wieki niezniszczony. Nie wdając się w politykę i opinie o Stalinie, miejce jego narodzin i muzeum to obiekt wart odwiedzenia. Podobało nam się także, że nasz Przewodnik mógł wejść z nami jako przewodnik. Powiedział, że przyprowadził turystów i dostał przepustkę, bez kupowania biletu.

 

 

Po zwiedzeniu muzeum, przyszedł czas na skalne miasto w Uplisciche. Gruzja ma kilka skalnych miast i każde jest inne. Warto odwiedzić wszystkie z nich. Miasto składa się z licznych budowli wydrążonych w skałach. Nie jest to jednak wysoka skalna ściana z grotami, a raczej małe kamienne wzgórza z wydrążonymi i nadbudowanymi budowlami. Dzieciaki uwielbiją tego typu atrakcje, gdzie można się ganiać, chować i przy okazji dowiedzieć czegoś o dawnych czasach. Na środku na wzgórzu stoi mała cerkiew, która podkreśla przemianę czasową miejsca z kultury pogańskiej w chrześcijańską.

 

 

Po zwiedzaniu zatrzymaliśmy się na obiad w przydrożnej jadłodajni. Mogliśmy zobaczyć jak w tradycyjny sposób wypieka się chleb w glinianych piecach. Zamówiliśmy dzban wina i szaszłyki z ognia. W trakcie oczekiwania na jedzenie, zagadała do nas turystka z Rosji z sąsiedniego stolika i zaprosiła do wspólnego picia wina. Po miłej rozmowie po angielsko-rosyjsku zjedliśmy mięso zakrapiane winem i ruszyliśmy dalej. Odwiedziliśmy jeden z przydrożnych monastyrów i Przewodnik powiedział nam, że z tego regionu pochodzi bardzo dobre gruzińskie wino. Zatrzymaliśmy się przy jednym z domów, nieoznakowanym w żaden sposób i zapytaliśmy gdzie tu można wino zakupić. Przemiła staruszka wyszła do nas i zaprowadziła do garażu, gdzie były bańki z winem. Zapytała ile litrów i za kilka lari sprzedała 4 litry domowego wina, poczęstowała dzieci słodkimi winogronami i podzękowała za dokonane zakupy. To się nazywa dobra okazja.

 

 

Przyszedł czas na długą podróż na samo południe Gruzji. Następnego dnia mieliśmy zwiedzać kolejne skalne miasto Wardzia, jednak aby tam dojechać, trzeba było pokonać sporą ilość kliometrów na południe. Po drodze, późnym wieczorem zajechaliśmy jeszcze do kompleksu uzdrowiskowego Bordżomi. W Polsce nazwa miasta byłaby Bordżomi Zdrój, gdyż jest bardzo podobne do naszych górskich kurortów. Tutaj znajdują się źródła wody mineralnej dostępnej w butelkach w całym kraju. Spacer po parku zdrojowym w dość późnych godzinach był bardzo spokojny, gdyż nie było nikogo poza nami.

 

 

Wieczorem w naszym hotelu, z przewodnikiem wypiliśmy wcześniej zakupione domowe piwo z 5 litrowej butelki i małą butelkę czaczy. Nie byliśmy sami, szybko do stolika dosiadło się dwóch gruzinów i jeden turek ze swoim alkoholem. Rozmowa układała się coraz bardziej z każdym wypitym trunkiem, szczególnie czacza ułatwiała komunikację dość znacząco. Nawet turek opowiedział kilka historii, choć poza tureckim znał tylko "good" i "OK", ale ani mi ani gruzinom to zupełnie nie przeszkadzało.

 

Czytaj dalej

 

 

poprzednie     następne

Write a comment

Comments: 0