Albania -€“ tam gdzie miasto wdziera się w jezioro

 

Podróż do Albanii była planowana od samego początku wyjazdu. Właściwie to pierwszy kraj jaki mieliśmy okazję odwiedzić, w którym gorzej z atmosferą znaną z z Europy centralnej i zachodniej. Miejscem docelowym wyprawy był Szkoder, drugie co do wielkości albańskie miasto, położone nad samym jeziorem Szkoderskim. 

 

 

Miasto samo w sobie nie było dość urzekające, mały deptak w centrum i okazały meczet widoczny z daleka. Atmosfera pozwala jednak poczuć klimat egzotyki i innej ciekawej kultury. Bardzo polecam zjeść w tamtejszych restauracjach i nie ma co wybierać tych tańszych. My postanowiliśmy usiąść w restauracji na głównym rynku, przy samym meczecie. Wystrój jak w sali balowej z XVIIIw., do tego kelnerzy pod muchą i z charakterystycznym serwetami na przedramieniu. No to pomyśleliśmy, raz zaszalejemy. Zamówiliśmy dania regionalne, mięsa, owoce morza i na koniec deser. Rachunek dla pięciu osób, za to wszystko to 20EUR. Szok! Kawa duża latte za 80gr. I to nie pomyłka - groszy polskich! Cztery euro na osobę, to tyle co kebab w Niemczech, a nie cały obiad w takiej restauracji.

 



Po posiłku ruszyliśmy w drogę powrotną. Zainteresowała nas górująca nad miastem twierdza, więc postanowiliśmy ją zwiedzić. Widoki ze szczytu były zapierające dech w piersiach. Wielkie Jezioro Szkoderskie wlewające się na miasto, a z tyłu ograniczone koroną gór. Od razu wiedzieliśmy, że musimy pojechać wzdłuż samego brzegu. Tak też zrobiliśmy!

 

 

Trasa przebiegała już w Czarnogórze, ale powrót był niesamowity. Dla takich widoków warto ryzykować... a było czym... trasa nad jeziorem to powiedzmy sobie taka nasza czarna kreska na mapie. Nie czerwona, nie żółta, nawet nie biała. Czasami na drodze leżały kamienie, które właśnie spadły z urwiska, czasami nie było nawierzchni „asfaltopodobnej”, czasami nie było drogi... no przynajmniej z jednej strony i trzeba było zjechać na drugi pas, czasami było tak wąsko, że tylko mijanka 5 km/h poboczem wchodziła w grę. No i czasem trzeba było czekać, aż kozy zejdą z jezdni! 

 

 

Cały czas jednak nadrabiał krajobraz. Trzeba też dodać, że miny mieszkańców napotkanych osad, bo trzy domy ciężko choćby wioską nazwać, jak widzieli samochód na polskich blachach były bezcenne. Jakby przejechało pokazane na targach najnowsze BMW, a to tylko stary Seat. Ale co on tam robi...? NO WŁAŚNIE! Co on tam robił... 

 

 

Na zakończenie trzeba dodać, że mieszkańcy Albanii dopiero od lat 90, mogą posiadać samochody. Wcześniej tylko dla partii i rządu komunistycznego. Dlatego stan dróg jest dość słaby, ale i tak o niebo lepszy od umiejętności kierowców. Pojazdy typu osiołki, czy stare motorynki ze skrzyniami i na nich do 5 osób to standard. Dodatkowo trzeba jechać dość pewnie i zdecydowanie. Na rondzie każdy jedzie tak jak mu łatwiej, dlatego nie zawsze można szybko zjechać. Ludzie jadący w lewo to normalka. Dlatego zawsze do przodu. Powoli, tak żeby nie zahaczyć, ale jak jest miejsce to do przodu. Bardzo wzbogaca ilość wrażeń i doświadczeń :)

 

Czytaj dalej 

 

 

poprzednia   następna

 

 

Write a comment

Comments: 0