Korynt, Mykeny, Epidauros – kamienie i wspomnienia

 

Nie bylibyśmy sobą, gdyby w trakcie wycieczki do Aten nie udało się zwiedzić okolicy. No nie na darmo przejechaliśmy te 1500 km. Opiszę trzy najistotniejsze wycieczki i odwiedzone miejsca.

 

 

Pierwsza to przejazd do Koryntu. Tego samego słynnego miasta będącego miejscem uciecha i rozpusty w czasach grecko-rzymskich i później miejscem ewangelizacji poprzez listy św. Pawła. Po drodze zobaczyliśmy Kanał Koryncki - pionowe ściany i głębokość kanału robią niezłe wrażenie. Gdy już byliśmy w Koryncie najpierw udaliśmy się do Akrokoryntu, potężnej twierdzy na skalistym wzniesieniu. To tutaj była świątynia Afrodyty osławiona w starożytności jako miejsce rytualnej rozpusty. Do czasów dzisiejszych przetrwała kamienna twierdza z okresu średniowiecza. 

 

 

Udało się obejść cały obiekt, mimo dużych różnic wysokości. Szymon wspinał się bardzo dzielnie, a Weronika spała zawinięta w chustę na moim brzuchu. Po przejściu labiryntu fortyfikacji, zjechaliśmy do Starego Koryntu. Tutaj zobaczyliśmy kolumny i głazy świątyni Apollina. Choć pozostała tylko jedna ściana, można sobie wyobrazić jaka musiała być dużo i jak wielkie centrum było tu w przeszłości. 

 

 

Kolejny punkt naszej wycieczki to Mykeny. Starożytne miasto ma szczególną wartość. Może nie historyczną jak Ateny czy Sparta, ale odkopano tam doskonale zachowaną osadę, która pozwoliła poznać wiele aspektów życia starożytnego. Na szczególną uwagę zasługują miejsca pochówku zmarłych oraz zabudowania miejskie.

 

 

Nie można jednak nie wspomnieć o królu Agamemnonie. To on według mitów dowodził wyprawą Greków na Troję. W miejscowości znaleziono jego maskę zrobioną w całości ze złota. Jeżeli chcesz poznać i poczuć atmosferę starożytności, koniecznie musisz trafić do tego miejsca.

 

 

Epidauros to ostatnie miejsce jakie opiszę z wypadów za miasto. Było najdalej i nie bardzo wiedzieliśmy czy warto tam jechać. No bo jak człowiek już się naogląda tyle świątyń i ma jechać 100 km do następnej... a co tam może być... tylko kamienie. No właśnie nie! To nie tylko kamienie! 

 

 

To kamienie z czasów wielkich Greków i to świetnie zachowane. Serio, jest to miejsce w którym można znaleźć wszystko czego się wymaga od starożytnego miasta. Jest zabudowa miejsca, świątynie greckie i stadion. Największą atrakcją jest jednak zachowany w całości amfiteatr. Jest ogromny! Mieliśmy okazję zabawić się w przedstawienie i sprawdzić jak rozchodzi się dźwięk. Szymon na środku placu zaśpiewał „krakowiaczka” a my na samej górze słyszeliśmy jego słowa. Nawet nasz mały Nisiak troszeczkę popełzał po tamtejszych kamieniach.

 

 

Styczeń to nie jest sezon w Grecji i cały czas można było zauważyć turystę, który robił zdjęcia dużym nowym aparatem. Po zwiedzeniu wszystkich zakamarków udaliśmy się w drogę powrotną. Tylko że... moja żona znalazła miejscowość Nafplio. A tam jeszcze nas nie było... a ma przepiękne stare miasto z twierdzą na szczycie góry. Gdy tylko skręciliśmy na Nafplio zobaczyliśmy, że spotkany wcześniej fotograf łapie stopa. Może i nie było komfortowo, bo w samochodzie dwójka dzieci i my, ale jak to tak nie zabrać.  Przejechaliśmy stopem za dużo kilometrów i kierunkowskaz już sam się włącza. Fotograf okazał się Węgrem z Budapesztu, który właśnie zwiedza sobie samotnie Grecję. Poprosił o podwiezienie do Ligurio, ale nie bardzo wiedząc gdzie to jest zaproponowaliśmy Nafplio. Jeszcze bardziej mu to pasowało, gdyż to była jego docelowa stacja. 

 

 

Nefplio świetnie wygląda z okolicznych wzgórz. Czerwone dachy tworzą wspaniałą zabudowę wokół zatoki. Na wyspie na środku znajduje się mały fort a nad głowami forteca na skale. Przepięknie! Uroku dodają otaczające nas kaktusy opuncji i posiłek zjedzony w tym miejscu. W sumie była to tylko dodatkowa atrakcja, ale jak najbardziej godna polecenia. 

Czytaj dalej

 

 

poprzednia   następna

 

 

Write a comment

Comments: 0