Miszkolc/Park Narodowy Krasu Węgierskiego/Kras Słowacki/Koszyce

 

Czasami w swoim życiu jesteśmy zmuszeni zmienić pracę, często na lepszą, czasem na przejściową, żeby poszukać czegoś odpowiedniego. Akurat udało mi się znaleźć dobrą pracę w Budapeszcie ostatniego dnia okresu próbnego w poprzedniej. Musiałem się zwolnić, gdyż inaczej miałbym trzymiesięczny okres wypowiedzenia, a nowa praca już za miesiąc. W rezultacie dodatkowy miesięczny urlop i okazja do zwiedzania okolicznych terenów. Za cel podróży wybraliśmy miejscowość Miszkolc, Park Narodowy Krasu Węgierskiego i Słowackiego oraz Koszyce.

 

 

Miszkolc jest dość małą miejscowością historyczną, posiada kilka zabytków, jednak do najciekawszych atrakcji należą - zamek i kąpieliska termalne. Ponieważ ja jestem wielkim fanem term i często odwiedzam je w Budapeszcie nie mogliśmy sobie odmówić tym razem. Szczególnie, że baseny mieściły się w jaskini i były dostępne dla dzieci. Od strony termalnej nie było to najlepsze miejsce w jakim byłem, za to sam basen w jaskini jest dość unikatowy. Dzieciaki szalały w wodzie a my siedzieliśmy pod sztucznymi wodospadami i masowaliśmy plecy.

 

 

Z Miszkolca udaliśmy się do miejsca naszego noclegu na pograniczy węgiersko - słowackim w Aggteleki Nemzeti Park, czyli Parku Narodowym Krasu Węgierskiego. Kolejny dzień zaczęliśmy dość wcześnie, aby wejść we wszystkie zaplanowane miejsca. Oczywiście zwiedzanie jaskiń nie jest w pełni możliwe z dwójką dzieci, dlatego wybraliśmy  stosunkowo krótkie i nie zbyt trudne przejścia. 

 

 

Pierwszą jaskinią jaką zwiedziliśmy była Domica, słowacka część największej jaskini regionu Jaskini Baradla. Wspaniałe formy naciekowe z małymi jeziorkami kaskadowymi wewnątrz wyglądają nieziemsko. Szymon od razu pokochał tą jaskinię i jeszcze długo po wyjeździe mówił, że to jego ulubiona. Zwiedzanie w maju, w powszednie dni tygodnia ma jeszcze jedną zaletę. Nie ma tłumów, prawie wcale nie było ludzi. 

 

 

W drugiej jaskini zwiedzaliśmy sami ze słowackim przewodnikiem, który mówił bardzo powoli i wyraźnie tak, że udało się wszystko zrozumieć. Jaskinia Gombasecka słynie z długich cienkich rurek naciekowych, zwanych makaronami. Nie sposób opisać jak wyglądają kamienne cieniutkie rureczki umieszczone gęsto obok siebie, to trzeba zobaczyć. Następnie udaliśmy się do jaskini Jasowskiej, która słynie z wielu gatunków nietoperzy. Szymon posiadał swoją latarkę i wszędzie ich szukał. Musiał zobaczyć za wszelką cenę i na szczęście udało nam się znaleźć kilka śpiących nietoperzy pomiędzy kamieniami na szczycie jaskini. 

 

Jadąc jednak do Jasowskiej Jaskini byliśmy świadkami dodatkowej atrakcji regionu, a raczej anty atrakcji. Udało nam się zgubić i zboczyć z trasy, aby zobaczyć zabytkowy klasztor. Nikt jednak nie napisał, że znajduje on się w miejscowości w której dużą część zajmują slamsy. Dosłownie osiedla małych rozpadających się domków pełne śmieci. W tym wszystkich biegające dzieciaki i przerzucające te odpady w poszukiwaniu czegoś do zabawy. Tragedia! Za to nieco starsze "dzieci płci pięknej" stały przy drodze "ubrane" w coś co bardziej odkrywało nie osłaniało i zatrzymywały samochody. Widok dość masakryczny! I to wszystko w centrum Europy i "cywilizowanego" świata. 

 

 

Pozostańmy jednak w świecie jaskiń i podziemnych atrakcji. Ostatnią tego dnia jaskinią była Baradla po stronie węgierskiej. Tutaj forma naciekowa nie była aż tak ciekawa, jak w poprzednich grotach, za to rozmiar jaskini po prostu powalał. To prawdziwa podziemna budowla! Mieści się w niej między innymi sala koncertowa, w której mieliśmy okazję posłuchać nagrania muzyki klasycznej. Rewelacja! Dźwięk otaczał nas ze wszystkich stron, a raczej przenikał ze wszystkich stron! Do tego odpowiednia gra świateł i atrakcja naprawdę niesamowita.

 

 

Drugi dzień to już ostatnia jaskinia nieco oddalona od poprzednich - Ochtyńska Jaskinia Aragonitowa. Ostatnia nie znaczy wcale najsłabsza, a wręcz przeciwnie, pod względem geologicznym najciekawsza. Przepiękne "jeże", jak to mówił Szymon, wyrastały wprost ze skały. Czasami tworzyły niesamowite i wielkie kompozycje z "kamiennych kwiatów". Nigdy nie widziałem nawet podobnej jaskini, naprawdę warto tam pojechać i zobaczyć te niepowtarzalne wytwory matki ziemi. To już była ostatnia jaskinia zaplanowana na ten pobyt. Wcześniej nie udało nam się odwiedzić 5 jaskiń w dwa dni, był to niesamowity czas.

 

 

Wisienką na torcie miało być miasto Koszyce. Miasto przez wiele lat było jednym z największych miast Węgier, dziś drugie co do wielkości na Słowacji. Posiada naprawdę przepiękną starówkę. Zaskakująco piękną, gdyż cała reszta miasta jest raczej przemysłowa i szara. Kiedy jednak przebrniemy przez początki na wjeździe, będziemy mile zaskoczeni. 

 

Centralny plac z Katedrą św. Elżbiety, która jest największym kościołem słowackim, otoczony jest przepięknymi kamienicami i staromiejską zabudową. Na przeciwko katedry znajduje się dawne więzienie miejskie w którym dziś mieści się muzeum z multimedialną fontanną w ogrodach. Koszyce są najciekawszym miastem Słowacji, pod względem architektonicznym i nie sposób tam nie trafić zwiedzając ten kraj.

Czytaj dalej

 

 

poprzednia   następna

 

 

Write a comment

Comments: 0