Pireus i Ateny

Tym razem wybraliśmy się do Grecji z moimi rodzicami. Mieliśmy spędzić dwa tygodnie razem z małymi przerwami na dwie wycieczki, kiedy to oni zajmą się dziećmi, a my pojedziemy sami. Znajomi zostawili nam mieszkanie i wyjechali na wesele do Polski. Więc dzieki ich gościnności mieliśmy apartament z widokiem na morze w podateńskim Pireusie.

 

 

Małe miasteczko portowe jest oknem na świat dla wielkich Aten. Życie płynie tam spokojnie i leniwie. Najlepszymi atrakcjami były codzienne kąpiele w morzu i wieczorne spacery wzdłóż wybrzeża. Na uwagę zasługuje szczególnie stary port z wielkimi białymi murami i muzeum marynarki wojennej. Dla nas Pireus stał się miejscem odpoczynku i przygotowania do kolejnych wypraw. 

 

 

Do Aten udaliśmy się trzy razy, żeby rodzice mogli spokojnie je zwiedzić. Nie chaciałbym się rozpisywać na temat już wcześniej odwiedzonych obiektów, gdyż tym razem zwiedzali je głównie rodzice. Byliśmy na Monastiraki, na Akropolu, na zmienie wart przy Syntagmie oraz zwiedziliśmy całą starówkę.

 

 

Jedyny obiekt, zasługujący na szczególny opis to świątynia Zeusa Olimpijskiego. Ostatnio ominęliśmy to miejsce, gdyż uznaliśmy że widać wszystko zaa ogrodzenia. Jest to pewne studenckie rozwiązanie, ale jednak lepiej ogląda się od środka :) Świątynia była ogromna o czy świadczą pozostałe kolumny. I wiem, że to tylko kamienie... za to takie które były śwadkami historii ludzkości od najwspanialszych lat. Polecam bez dwóch zdań, bo to trzeba zobaczyć i poczuć na własnej skórze. 

 

 

Stosunkowo ciekawa była ostatnia wycieczka do Aten, gdyż znajomi pokazali nam bardzo lokalną knajpkę. Serwowali tam tylko tradycyjne przystawki i trunki. Obsługa nie mówiła po angielsku, za to pozwoliła nam weść do kuchni i pokazać palcem co chcemy jeść. Zamówiliśmy tradycyjne mięsne klopsiki, ośmiornice w marynacie, szałyki, grilowane bakłażany, dwie lokalne sałatki, mięso duszone w sosie, smażone rybki i kilka innych dań z drobiu. Wszystko co było w menu na dzisiaj. Nie mogliśmy tego przejeść w sześć osób z dwójką dzieci. I na rachunku Pani naliczyła 13EUR. 

Mówiliśmy, że to pomyłka chyba jakaś, ale policzyła dwa razy i tak wyszło. Zostawiliśmy 20EUR, za miłą obsługę i wręcz niewyobrażalnie niskie ceny. I tu następne zaskoczenie, Pani nie rozumiała dlaczego nie ma wydać reszty... W kraju, gdzie taksówkarz i każdy nabrzeżny restaurator nie tylko wie co to jest, a wręcz tego wymaga i oczekuje niezależnie od obsługi... mała knajpka z lokalnymi ludźmi, jedzącymi posiłki za 1-2EUR, nie chece przyjąć napiwku w wysokości 7EUR, twierdząc że to za dużo. Nic tak nie wzrusza podczas podróżowania od spotkania z prawdziwym gospodarzem miejsca chcącym podzielić się tym co ma nie ze zględu na pieniądze, a ze względu na gościnność.  

Czytaj dalej

 

 

poprzednie     następne

 

 

Write a comment

Comments: 0